Krakowianie długo musieli czekać na przełamanie. Zaliczyli siedem porażek z rzędu, a w sobotę zwycięskiego gola strzelili dopiero w doliczonym czasie gry.
- Bardzo dobrze bronił Jakub Szmatuła, gdyby nie on, wpadłoby trochę bramek. Cieszy, że graliśmy do końca, byliśmy konsekwentni w grze. A przede wszystkim, że zdobyliśmy trzy punkty - mówi Małecki.
Długo wydawało się, że Wisła nie zdoła pokonać bramkarza Piasta. Krakowianie obili poprzeczkę i słupek jego bramki, wszystko zmierzało ku bezbramkowemu remisowi.
- Czy wierzyłem, że wygramy? Teraz mogę powiedzieć, że tak - uśmiecha się Małecki. I dodaje: - To nie był mój najlepszy mecz, mało było mnie pod bramką, stwarzałem kolegom niewiele sytuacji. Ale w odpowiednim momencie znalazłem się i strzeliłem bramkę. Trener uczulał nas przed meczem, by oddawać dużo strzałów. Cieszę się, że we mnie wierzy, ufa i daje grać do ostatniej minuty.
Po bramce Małecki długo cieszył się pod trybuną zajmowaną przez najbardziej zagorzałych fanów drużyny. Musiał uważać z radością, bo w tym sezonie ma na koncie trzy żółte kartki. Kolejna wyeliminowałaby go z meczu z Legią
Warszawa.
- Wiem, że gdybym ściągnął koszulkę, dostałbym czwartą. Kontrolowałem się, ale chciałem podziękować kibicom, którzy w trudnych momentach wspierają mnie i drużynę. To zwycięstwo chciałbym zadedykować wszystkim, którzy w tym trudnym momencie są z nami, przychodzą na mecz i dopingują. Bez tego nic by nie było - podkreśla.